„Płakał i modlił się o przebaczenie, przytulając popiersie Beethovena”.
Ekspressen, 10 marca 1964r.
Jest chłodny, sztokholmski wieczór 6 marca 1964 roku. W Moderna Museet gromadzą się ludzie, by wysłuchać ostatniego recitalu fortepianowego znakomitego pianisty, organisty oraz kompozytora szwedzkiego. Zdarzenie, które potrwa zaledwie dwadzieścia minut, zostanie opisane w prasie na całym świecie, a jego ekscentryczną historię przez lata będzie ilustrować tylko jedno, przypadkowo zrobione zdjęcie.
Kilka minut po godzinie 19:30 młody, jasnowłosy mężczyzna o łagodnych rysach twarzy, wyszedł na estradę w wieczorowym fraku i zasiadł przed fortepianem. To Karl-Erik Welin – „nasza gwiazda” – napisze później w liście Knut Wiggen, prezes słynnej, awangardowej grupy kompozytorskiej Fylkingen – „utalentowany, inteligentny, charyzmatyczny, a przede wszystkim przystojny”. Rozpocznie koncert utworem Pour Clavier – Sylvano Bussottiego, który uważał za jedno z najważniejszych dzieł we współczesnym repertuarze pianistycznym, obok sonat Pierra Bouleza i prac Karlheinza Stockhausena. Następnie wykona kilka mniejszych kompozycji swoich kolegów z Fylkingen, które będą zaledwie słyszalnym postludium całego koncertu.
Po zakończeniu recitalu Welin wstrzymał słuchaczy przed opuszczeniem niewielkiej, muzealnej sali i zszedł ze sceny, pozostawiając publiczność w milczeniu. „Nagle przeistoczyłem się w aktora, rola sama dostosowała się do mnie”. W pomieszczeniu zapalono różowe oświetlenie. Widzowie, którzy znali eksperymentatorskie skłonności muzyków z Fylkingen, zapewne się domyślili, że będą świadkami niezwykłego wydarzenia. Ale atmosfera nadal stawała się coraz bardziej napięta. Pianista powrócił w towarzystwie drugiego mężczyzny. Welin odziany w białe polo oraz jeansy niespodziewanie wszedł na stojący po środku fortepian i usiadł na nim, niczym uczestnik rodeo dosiadający rozszalałego konia. Leo Nilsson w roli asystenta podał mu narzędzia stolarskie, dzięki którym artysta wywiercił w płycie instrumentu około czterocentymetrowy otwór, by chwilę później wrzucić do środka odpaloną bombę ciężkiego kalibru. „Wybuch był ogromny. Nie spodziewałem się takiego efektu. Zarówno przód, jak i tył wieka fortepianu gwałtownie się wydął, i mógł zranić kogoś z widowni”. Oszołomiony pianista zeskoczył z instrumentu i położył się na podłodze, podczas gdy stojący nieopodal Nilsson podał mu karabin maszynowy, którym Welin wystrzelił serię pocisków w stronę fortepianu. Z poharatanego pudła sypały się drzazgi, a sala wypełniła się dźwiękami wojny przemieszanymi z jękiem strun. Młody pianista był coraz bardziej świadomy niebezpieczeństwa całego wydarzenia, ale to go nie powstrzymało, by za pomocą łomu spróbować wyrwać struny instrumentu. Wszystkie czynności dokonywanej przez Welina egzekucji wywoływały niepowtarzalne efekty dźwiękowe, którymi artyści upajali przerażonych słuchaczy. Fortepian dogorywał na oczach publiczności, kiedy pianista chwycił za piłę motorową, którą postanowił dokończyć jego żywotu. Tnąc w szaleńczym akcie zniszczenia nawet nie poczuł bólu, gdy zranił sobie nogę, na co zareagowała dopiero zatrwożona widokiem krwi publiczność. Tymczasem Karl-Erik Welin ujął w dłonie popiersie Ludwika van Beethovena i klęcząc przed widownią „płakał i modlił się o przebaczenie”. W tle było słychać Pavane – Maurycego Ravela…
Pierwsza dekonstrukcja fortepianu miała miejsce w wiedeńskim Porrhausie w kwietniu 1959 roku. Karl-Erik Welin, który jak wielu kompozytorów szwedzkich czerpał inspirację z działań muzyków w ośrodkach niemieckich, prawdopodobnie stamtąd powziął pomysł na zrealizowanie tego samego projektu w Sztokholmie. Ideowym aspektem szwedzkiego performance’u było zapoczątkowanie śmierci fortepianu, jako instrumentu kojarzonego niemal wyłącznie z muzyką klasyczną. Akt dekonstrukcji był utożsamiany z niszczeniem mitu romantycznej wizji instrumentu, który przeważnie łączono z wyobrażeniem gry Fryderyka Chopina w otoczeniu omdlewającego pod wpływem dźwięków salonowego towarzystwa. Warto zdać sobie sprawę z ogromu przemian kulturowych, jakie zaszły od tego czasu – 37 lat po wystąpieniu Welina, słuchacze uczestniczący w rekonstrukcji pamiętnego recitalu reagowali głównie śmiechem.
Z oddali słychać sygnał karetki pogotowia – ostatniego, muzycznego elementu w dziele młodego kompozytora. Karl-Erik Welin leży półprzytomny na scenie jako zwycięzca obok pokonanego fortepianu. Publiczność wstaje z krzeseł, by z zapartym tchem śledzić uważnym spojrzeniem rannego pianistę, nad którym pochyla się zawsze obecny na sali lekarz. Artysta opuszcza Moderna Museet na noszach, skąd zostanie przewieziony do szpitala. Kilka dni później szwedzka prasa publikuje kolejne zdjęcie – Welin bezradnie rozkłada ręce, unosząc w prawej dłoni drewnianą laskę. Właśnie wstał z łóżka i czuje się dobrze.
Dobrochna Zalas
Cytaty pochodzą z autobiografii Karla-Erika Welina – Lögner om sanningen (Kłamstwa prawdy), a także z prywatnego listu Knuta Wiggena, adresowanego do Johannesa Bergmarka.
To było… co najmniej dziwne.
Obawiam się, że nie przemawia do mnie sztuka w takiej formie.
Ciekawe, to fakt, ale… no nie, po prostu nie ;)
Jak każda manifestacja, efektów nie ma. Fortepian wciąż ma tyle twarzy ilu pianistów. Aczkolwiek zazdroszczę mu. Ile razy miałam ochotę skrzywdzić tak instrument ];->