Muzyka pod choinkę

Przed nami drugie święta z Podsłuchaj. Każdy z nas ma swój światopogląd, niemniej czujemy się związani z tradycją. Tak jak rok temu, przedświąteczny artykuł poświęciliśmy na propozycje prezentów. Być może, drogi Czytelniku, w natłoku zajęć nie miałeś czasu zastanowić się nad prezentem dla bliskiej osoby. A może po prostu nie masz pomysłu i odkładasz pójście do centrum handlowego (znów po skarpetki?!) na ostatnią chwilę? Poczekaj chwilę, przeczytaj nasze propozycje. Może właśnie te pomysły zainspirują Cię? Pan Paweł ma propozycję dla fanów jazzu i rocka, Aleksandra pomyślała o najmłodszychPikku Myy zabdała o odrobinę relaksu w świąteczny czas, Melonikow przedstawiła muzyczną gratkę dla melomanów i profesjonalistów, natomiast Vasylus zaproponował nietypową płytę łączącą w sobie trip-hop, jazz, blues, indie rock i ambient.

Z okazji świąt życzymy Wam przede wszystkim odpoczynku i radości. Nabierzcie dobrej energii przy Waszych ulubionych dźwiękach, a po świętach zajrzyjcie do nas na nowy numer Podsłuchaj. Wesołych świąt! :)

Czytaj dalej Muzyka pod choinkę

Nie tak straszne dysonanse. Sonorystyka cz. I, czyli nadrzędna rola brzmienia

Nie tak straszne dysonanse to cykl artykułów dotyczących polskiej muzyki XX wieku, ze szczególnym naciskiem na jego II połowę. Cykl ten ma na celu pełniejsze przybliżenie i ukazanie zróżnicowania rodzimej twórczości tego okresu. W poszczególnych artykułach omówię główne nurty i techniki powstałe we współczesności oraz sylwetki najważniejszych kompozytorów tego okresu. Spróbuję także odpowiedzieć na pytania: jak słuchać muzyki XX wieku oraz czy w ogóle warto to robić? W poprzednich artykułach pisałam o neoklasycyzmie i dodekafonii, a dziś opiszę kolejny ważny w XX wieku nurt stylistyczny – sonorystykę.* W następnym artykule możecie spodziewać się kolejnej części dotyczącej sonorystyki, którą przedstawi Pan Paweł.

Czytaj dalej Nie tak straszne dysonanse. Sonorystyka cz. I, czyli nadrzędna rola brzmienia

Nie tak straszne dysonanse. Dodekafonia, czyli nowy porządek

Nie tak straszne dysonanse to cykl artykułów dotyczących polskiej muzyki XX wieku, ze szczególnym naciskiem na jego II połowę. Cykl ten ma na celu pełniejsze przybliżenie i ukazanie zróżnicowania rodzimej twórczości tego okresu. W poszczególnych artykułach omówię główne nurty i techniki powstałe we współczesności oraz sylwetki najważniejszych kompozytorów tego okresu. Spróbuję także odpowiedzieć na pytania: jak słuchać muzyki XX wieku oraz czy w ogóle warto to robić? W poprzednim artykule pisałam o neoklasycyzmie, a dziś omówię nurt, który powstał w latach dwudziestych w kręgu austro-węgierskim oraz przybliżę jego trudną recepcję w Polsce.

Niezgodności w rozumieniu pojęć dodekafonia i muzyka serialna skłaniają do refleksji terminologicznej. Powstanie techniki dodekafonicznej przypada na pierwszą połowę lat dwudziestych w kręgu austro – niemieckim i początkowo wiąże się ściśle z twórczością Arnolda Schönberga. Naczelną ideą dodekafonii, czyli techniki dwunastu dźwięków jest brak centrum tonalnego dzięki równouprawnieniu wszystkich 12 dźwięków oktawy. Zmierzch tej techniki następuję około 1950 roku. Wtedy to rozpoczyna się faza muzyki serialnej, dla której punktem wyjścia stała się właśnie dodekafonia. Niemieckie określenie serielle Musik powstało w wyniku tłumaczenia francuskiego terminu musique sèrielle. Określenia tego użył po raz pierwszy  René Leibowitz i przedstawił je w kontekście muzyki Schönberga. Dokonał on jednak rozróżnienia techniki seryjnej w ogólności i techniki dwunastotonowej w szczególności, które spowodowało powolny proces oddzielenia znaczenia dodekafonii Szkoły Wiedeńskiej od późniejszej II awangardy.1 Dodekafonia dotyczyła więc serialnego traktowania klas wysokości dźwięków, natomiast serielle Musik klasyfikowała w ten sposób również inne wymiary dzieła, takie jak rytm, struktura brzmieniowa, artykulacja, czas.

Czytaj dalej Nie tak straszne dysonanse. Dodekafonia, czyli nowy porządek