Lucille

Coś tu się nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Imię nadał mi w 49 roku. Wyciągnął mnie z płonącego budynku. Pożar wywołali jacyś ludzie co przyszli nas posłuchać. Bili się o jakąś kobietę, od której wziął moje imię… W tym samym roku nagraliśmy także pierwszy singiel z dwoma utworami – Take a swing with me i Miss Martha King. Nie były to najlepsze kawałki, ale tak się zaczęło. Jakoś trzy lata później nagrał Three O’Clock Blues i trafiliśmy na pierwsze miejsca listy Billboardu. Był już wcześniej znany. Graliśmy wiele koncertów z wieloma zespołami. No i pracował w radiu gdzie przyjął swoją ksywę. Muzyk bez nagrania w tamtych czasach jakby nie istniał. Dzięki temu kawałkowi zaprosili nas do Nowego Jorku i do stolicy na kilka koncertów, a przed nami otwierały się drzwi największych sal tanecznych dla Murzynów. Czytaj dalej Lucille

Dobre płyty za dwie dychy – SRV i podwójny problem

Nieraz, wędrując wśród półek z muzyką w różnych sklepach typu „Nie dla idiotów”, natrafiałem na prawdziwe perełki. Bardzo często w takich sklepach można dostać świetne wydawnictwa za bardzo niewielkie kwoty. Seria „Dobre płyty za dwie dychy” będzie składać się z recenzji tego co udało mi się wyszperać między regałami i o czym warto o tym napisać.

Pozostajemy w kręgach muzyki 12- taktowej, jednak zmieniamy gitarę (z Gibsona „Lucille” na Stratocastera „Lenny”) zakładamy kapelusz, skórzaną kurtkę z frędzlami i bujamy się w rytm texas blues. Proszę Państwa, oto jedna z moich miłości muzycznych Stevie Ray Vaughan! Czytaj dalej Dobre płyty za dwie dychy – SRV i podwójny problem