O pracy dziennikarza, polskiej muzyce gitarowej, pasji łączenia muzyki i pisania z Wojciechem Gurgulem – Redaktorem Naczelnym Sześciu Strun Świata – rozmawia Aleksandra Bliźniuk.

ALEKSANDRA BLIŹNIUK: Jakie były początki Sześciu Strun Świata. Skąd wzięła się idea powstania tego czasopisma?
WOJCIECH GURGUL: Sześć Strun Świata to pomysł Franciszka Wieczorka, gitarzysty, pedagoga i wydawcy z Górnego Śląska. W wakacje 2014 roku zadzwonił do mnie z propozycją spotkania, na którym chciał mi przedstawić jakiś projekt. Jak się okazało poszukiwał osoby, która zajęłaby się stroną redakcyjną właśnie powstającego czasopisma. Udział w tego typu przedsięwzięciu był jednym z moich marzeń już od czasów szkolnych, więc z miejsca się zgodziłem.
W początkowym etapie pracy zajęliśmy się poszukiwaniem odpowiedniej nazwy, zastanawialiśmy się nad koncepcją czasopisma, szukaliśmy współpracowników. Po dwóch miesiącach przygotowań, na początku października podczas XV Śląskiej Jesieni Gitarowej światło dzienne ujrzał numer zerowy – pewnego rodzaju „szkic” magazynu. Postanowiliśmy, że magazyn będzie wydawany w cyklu kwartalnym. To pierwsze zetknięcie z tego rodzaju pracą obarczone było wieloma błędami – w końcu byliśmy totalnymi debiutantami – jednak dało mi wiedzę potrzebną do dalszej pracy. Numer zerowy miał dać gitarzystom możliwość wypowiedzieć się, czego od takiej gazety oczekują, co im się podoba, a co nie – abyśmy od początku mogli „być” z czytelnikami.
Z początkowych 30 stron kwartalnik już przy pierwszym numerze (styczeń 2015) rozrósł się do ponad 60 stron, m.in. wzbogacił się o kilka nowych działów (Co słychać u… oraz Promujemy młodych, które dołączyły do pierwotnych Aktualności, Relacji, Wywiadów, Artykułów, Recenzji czy Kalendarium).
Czy miałeś wcześniejsze doświadczenia w pracy dziennikarskiej?
Przyznam szczerze, że zupełnie nie. Na początku studiów zdarzyło mi się napisać relację z konferencji, w której uczestniczyłem, miałem też na dysku kilka tekstów dotyczących literatury i historii gitary, lecz żaden z nich nie został nigdzie opublikowany.
Myślę jednak, że brak doświadczenia w pracy dziennikarskiej rekompensowało to, że gitara była, i zresztą dalej jest, nie tylko moim zawodem, ale i pasją. W bodajże dziewiątej klasie Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II st. im. Feliksa Nowowiejskiego w Gdańsku, w której uczęszczałem do klasy p. Joanny Rudnickiej, zainteresowała mnie kwestia polskich utworów na gitarę. Nie pamiętam skąd to wynikło, być może musiałem właśnie zdecydować się na wybór jakiejś kompozycji, ale zadałem sobie pytanie „czy w Polsce na gitarę komponował tylko Aleksander Tansman?”. Pamiętam, że przy różnego rodzaju konkursach, gdy była mowa o kompozytorze polskim, prawie nigdy nie padało inne nazwisko.
Rozpocząłem poszukiwanie informacji na temat różnych kompozycji polskich twórców, stworzyłem katalog tych kompozycji, który obecnie liczy ponad 1500 utworów, zacząłem kolekcjonować nuty. Z czasem moje zainteresowanie rozszerzyło się o historię gitary w Polsce, następnie o historię gitary i gitarowego repertuaru w ogóle. Przy okazji tych poszukiwań nawiązywałem różne kontakty, poznawałem środowisko, w skrócie – zamęczałem pytaniami wiele osób. Po zdaniu do Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach do klasy prof. Aliny Gruszki otworzyły się dla mnie nowe pola do poszukiwań – Górny Śląsk – w mojej opinii najważniejszy region dla gitary w Polsce. Jedną z osób, która stała się obiektem „zamęczania” pytaniami, był właśnie Franciszek Wieczorek, który być może znając m.in. mój upór zdecydował się skontaktować ze mną.
Czy nie obawiałeś się, że tak niszowy temat jakim jest gitara klasyczna to wystarczający materiał, by powstało czasopismo?
W Polsce istniały już wcześniej czasopisma poświęcone w całości gitarze klasycznej – dwumiesięcznik Świat Gitary wydawany w latach 1997-2005 oraz kwartalnik Gitara. Historia i aktualności wydawany w latach 1997-2003. Świat Gitary przestał być publikowany z powodu śmierci wydawcy; od tego czasu gitarzyści stracili swoje czasopismo, które było stałym elementem gitarowego krajobrazu przez prawie dekadę.
Gitara klasyczna jest praktycznie całkowicie pomijana na łamach gazet ogólnomuzycznych typu Ruch Muzyczny czy Twoja Muza, które skupiają się na muzyce fortepianowej, operowej czy orkiestrowej. A gitarzystów w Polsce przybywa – od lat jest to jeden z najczęściej wybieranych w szkołach muzycznych instrument. Również liczba konkursów czy festiwali organizowanych w Polsce (na przestrzeni marca-czerwca tego roku samych konkursów przeznaczonych dla dzieci jest ponad trzydzieści, nie wliczając do tego różnego rodzaju festiwali, często o zasięgu międzynarodowym) pokazuje, że ten instrument cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Uważałem więc, że gazeta jak najbardziej będzie miała prawo istnieć i będzie miała czytelników.
Jak wyobrażałeś sobie swoją pracę jako redaktora naczelnego i czy w zderzeniu z rzeczywistością to wyobrażenie uległo zmianie?
Szczerze mówiąc, nie miałem żadnych konkretnych wyobrażeń o roli redaktora naczelnego; nie miałem też właściwie za dużo czasu by na ten temat się zastanawiać – od pomysłu na początku sierpnia 2014 roku do numeru zerowego minęły bowiem jedynie dwa miesiące. Zostałem więc od razu wrzucony na głęboką wodę.
Jesteś chyba jednym z najmłodszych redaktorów naczelnych w Polsce! Na pewno w czasopismach drukowanych dotyczących kultury. Jakie to uczucie?
Nie zastanawiałem się nigdy nad tą kwestią. Pewne refleksje przychodziły czasami w związku z zachowaniami innych osób. Wielu znajomych gitarzystów, jak i nie gitarzystów, np. członków rodziny, było pozytywnie zaskoczonych, że tak młoda osoba może zajmować się takim projektem. Jednak również częste były reakcje z rodzaju „przecież on jest jeszcze studentem, nie ma nawet mgr przed nazwiskiem, więc co on niby potrafi?”.
W swojej pracy współpracujesz z wieloma ludźmi. To trudne? Kim są twoi współpracownicy?
Myślę, że praca z dużą grupą ludzi zawsze jest trudna. Co innego małe grono lubiących się współpracowników, a co innego sytuacja, w której gazeta to praktycznie ja i wydawca i we dwójkę musimy „zapanować” nad wszystkimi materiałami. W zasadzie każdy tekst pisze inna osoba. Wiąże się z tym tona e-maili, SMSów czy wiadomości na Facebooku, które należy wymienić w odniesieniu do tematyki, terminów, korekt czy mnóstwa innych rzeczy. Nie mogę jednak narzekać – ludzie, z którymi mam okazję współpracować to w większości inni gitarzyści, których znałem już wcześniej na stopie towarzyskiej czy zawodowej.
Co sprawia ci trudność w pracy, a co przychodzi z łatwością?
Zawsze najtrudniej jest zacząć pracę nad kolejnym numerem. Kiedy zamkniemy dane wydanie, po wielu godzinach przy komputerze i po wspomnianym przed chwilą morzu wiadomości, często nawet nie mam ochoty sięgnąć po nie po wydruku. Jednak pierwszy nowy tekst, pierwsze newsy do kolejnego numeru – i zapał wraca.
Na pewno z łatwością przychodzi mi praca nad złożeniem numeru w całość – mimo, że dziesiątki plików, których ułożenie muszę zaplanować, równa się wielu godzinom mozolnej pracy, to lubię ten etap przygotowania numeru. Wychodzi tu niestety na jaw moja piekielna wręcz pedanteria – myślę, że niejednokrotnie Panie graficzki pracujące nad wizualną stroną gazety miały mnie już dość.
Twoje czasopismo niejednokrotnie obejmowało patronaty nad różnymi muzycznymi wydarzeniami. Jak oceniasz współpracę z instytucjami kultury?
Wśród imprez muzycznych związanych z gitarą klasyczną dość wyraźnie widać w Polsce podział na wydarzenia organizowane profesjonalnie, podczas których sprawami organizacyjnymi zajmuje się odpowiednia firma, a imprezami powoływanymi do życia przez pasjonatów. Z jednej strony często tego profesjonalizmu brakuje imprezom tego drugiego rodzaju, z drugiej – muszę przyznać, że wolę imprezy organizowane przez gitarzystów-pasjonatów. Nie mogę odmówić nikomu umiejętności i ogromnego profesjonalizmu, jednak te imprezy organizowane przez pasjonatów, często na hura, mają w sobie to coś – rodzaj niepowtarzalnego klimatu, który wielokrotnie był zauważany nawet przez gości z zagranicy.
Jeżeli chodzi o patronaty – czasopismo obejmuje patronaty medialne nad różnego rodzaju konkursami czy festiwalami, jednak magazyn wydawany w cyklu kwartalnym może zaoferować dużo mniej niż np. lokalna telewizja czy czasopismo. A na brak zainteresowania ze strony tego typu mediów często cierpią polskie wydarzenia gitarowe.
Masz szczególny ogląd na świat muzyki gitarowej. Jak oceniasz poziom polskich gitarzystów?
Polska jest bardzo silnym ośrodkiem gitarowym na mapie Europy, podobnie jak np. Francja, Włochy, Rosja czy kraje byłej Jugosławii. Z naszego kraju pochodzi dwójka wybitnych gitarzystów – Marcin Dylla, muzyczny geniusz rodem ze Śląska i Łukasz Kuropaczewski, którego starania na polu pozyskiwania nowego repertuaru na gitarę są nie do przecenienia (ostatnio prawykonał kompozycje takich twórców jak Krzysztof Penderecki, Krzysztof Meyer czy Amerykanin Marc Neikrug). Do tego cała masa innych wirtuozów, często koncertujących i uczących za granicą.
Również młodsze pokolenie nie ma się czego wstydzić – mamy grono wschodzących gwiazd, jak Daniel Egielman czy Erlendis Quartet, którzy koncertują w całej Europie i zaczynają być uznanymi i zapraszanymi muzykami. Liczbę świetnych młodych gitarzystów dobrze widać na międzynarodowych konkursach w okolicznych państwach, np. w Niemczech czy w Czechach, podczas których zawsze bardzo duża część nagród przypada Polakom.
Dokonałeś kilku prawykonań utworów gitarowych. Jak oceniasz współczesną, gitarową muzykę kompozytorską? Czyje utwory najbardziej cenisz?
To prawda, miałem okazję grać po raz pierwszy kilka kompozycji, m.in. utwory Jerzego Bauera, Jana Edmunda Jurkowskiego, Petera Scartabello czy młodego katowickiego twórcy Piotra Senkowskiego. Moim zdaniem powoli przestaje być aktualne zdanie, że repertuar gitarowy jest mniejszy i gorszy od literatury fortepianowej czy skrzypcowej. Oczywiście, wielu wieków historii nie przeskoczymy, jednak jeżeli chodzi o muzykę XX i XXI-wieczną, to gitara nie ma się czego wstydzić. Niestety, sami gitarzyści często tego faktu nie doceniają i powtarzają stereotypowe zdania dotyczące ubogiej literatury, utwierdzając w tym przekonaniu nie tylko siebie, ale i innych muzyków.
Aby trochę przełamać ten stereotyp i pokazać czytelnikom, że na gitarę pisze się dużo i dobrze, w Sześciu Strunach Świata mamy dział Prawykonania, w którym informujemy o wszystkich pierwszych wykonaniach nowej polskiej muzyki na gitarę. W ostatnim roku było to ponad 20 nowych utworów!
Trudno wskazać mi, jaką twórczość cenię najbardziej. Mam wiele ulubionych utworów, stworzonych często w kompletnie odmiennej stylistyce. Moje gusta ogólnomuzyczne niestety trochę rozmijają się z literaturą gitarową, bowiem minimalizm, którego jestem fanem, dał gitarze jedynie kilka kompozycji z Electric Counterpoint Steve’a Reicha na czele.
Czy wśród instrumentalistów ważne i powszechne jest czytanie czasopism, książek dotyczących muzyki? Jak to oceniasz?
Zdecydowanie jest ważne. Zbyt wielu młodych muzyków, studentów czy nawet absolwentów, zdaje się na swoje poczucie muzyki, lekceważąc kompletnie tło historyczne czy okoliczności powstania dzieła. I choć często takie wykonania, bezrefleksyjne w sprawach „tła” towarzyszącego utworowi, są genialne, to uważam, że każdy powinien zainteresować i dowiedzieć się z książek i artykułów wszystkiego, co może o danym utworze. Być może wiedza ta nie przyda mu się przy interpretacji dziewięciu na dziesięć dzieł, ponieważ dzięki wieloletniemu doświadczeniu trafnie odgadł czy też przeczuł intencje kompozytorów. Jednak gdy w tym jednym na dziesięć przypadku zdobyte informacje zmienią całkowicie koncepcje interpretacyjne, to wysiłek włożony w poszukiwanie tych wiadomości zdecydowanie się opłaca.
Czy ciężko utrzymać tak niszowe czasopismo na rynku?
Nie jest to sprawa prosta, wszak jest to pismo specjalistyczne. Mam jednak nadzieję, że grono naszych czytelników będzie stale rosło i gazeta pozostanie na rynku.
Czy jest artykuł w twoim kwartalniku, z którego jesteś szczególnie dumny?
Nie chciałbym wartościować żadnych tekstów. Bardzo się cieszę, że posiadamy dział promujący młodych muzyków – być może choć w drobnym stopniu pomoże to im w ich karierach. Moim „osobistym” działem są wspomniane przed chwila Prawykonania – od muzyki polskiej moja pasja się rozpoczęła i polska twórczość dalej pozostaje moim konikiem.
Cieszę się, gdy możemy opublikować w formie artykułów prace magisterskie młodych polskich gitarzystów – np. teksty Justyny Sobczak z numerów 2-3/2015 czy Piotra Bąka, którego artykuł ukaże się w kwietniowym numerze. Ze względu na wartość historyczną cenię sobie serię artykułów o klasach gitary na polskich uczelniach muzycznych, a także autorską serię Franciszka Wieczorka poświęconą polskim lutnikom – są to często pierwsze tego typu teksty o tych niedocenianych artystach zamkniętych w swoich pracowniach.
Bardzo polubiłem tekst dr hab. Marka Nosala, wykładowcy katowickiej Akademii Muzycznej, który na moją prośbę o napisanie artykułu poświęconego roli muzyki współczesnej w kształceniu dzieci odpowiedział… krótkim opowiadaniem z gatunku historii alternatywnej. Cenię sobie również teksty młodego kompozytora i gitarzysty Michała Lazara, który studiuje obecnie w Akademii Muzycznej w Krakowie. Michał zawsze ma milion pomysłów i dość cięty język, przez co jego teksty cieszą się popularnością, zarówno w tym pozytywnym, jak i negatywnym sensie.
Jakie są twoje najbliższe plany?
Obecnie w związku ze zbliżającym się zakończeniem studiów w Akademii Muzycznej w Katowicach pracuję nad pracą magisterską poświęconą historii Międzynarodowego Festiwalu „Śląska Jesień Gitarowa” w Tychach. Jest to bardzo pochłaniające przedsięwzięcie, a ogrom materiałów czasami mnie przytłacza – i w przenośni i w rzeczywistości, bowiem materiały z piętnastu edycji konkursu zajmują znaczną część mojego regału z nutami.
Jestem także członkiem Śląskiego Oktetu Gitarowego; mamy zaplanowanych kilka koncertów w okresie wakacyjnym, a ostatnio rozpoczęliśmy nagrywanie materiału na trzecią płytę w dyskografii oktetu (pierwszą z moim udziałem), na której zarejestrowane będą jedynie kompozycje dedykowane temu niespotykanemu zespołowi (m.in. utwory Keiko Fujiie, Jerzego Bauera czy Bartłomieja Budzyńskiego).
W połowie marca otrzymałem pierwsze strony nowej kompozycji Piotra Senkowskiego – Tanga na wiolonczelę, gitarę i fortepian, więc zapewne niedługo czeka mnie praca nad tym utworem. Resztę wolnego czasu zabiera mi praca pedagogiczna w Niepublicznej Szkole Muzycznej im. Leona Dimant I st. w Zawierciu, gdzie od dwóch lat prowadzę klasę gitary.
Fotografia z ikony wpisu autorstwa Marty Gurgul.
Jeden komentarz na temat “„Gitara nie ma się czego wstydzić” – wywiad z Wojciechem Gurgulem”