O koncercie Miles lives! – z okazji 90. rocznicy urodzin Milesa Davisa słyszeli na pewno wszyscy w Poznaniu, jak i większość osób spoza Poznania. Bezpłatne wejściówki rozeszły się w zaledwie kilka godzin (dotychczas taka sytuacja zdarzyła się chyba tylko podczas prawykonania Czarodziejskiej góry Pawła Mykietyna w ramach Malta Festival), przez co organizatorzy postanowili powtórzyć koncert następnego dnia. Przyczyną niecodziennej popularności wydarzenia był nie tylko występ jednego z najlepszych trębaczy jazzowych – Macieja Fortuny, ale przede wszystkim pierwsze w Polsce orkiestrowe wykonanie kompozycji z albumów Miles Ahead (1957), Porgy and Bess (1958), a także utworów Solea i Adagio do Concierto de Aranjuez z płyty Sketches of Spain (1960) Gila Evansa oraz Milesa Davisa.
Wprawdzie koncert rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem, a napięcie, zarówno ze strony publiczności, jak i członków Orkiestry Jazzowej Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego, wzrastało z każdą chwilą oczekiwania na wybrzmienie pierwszych dźwięków, to jednak nic nie zdołało zaburzyć sumiennego przygotowania całego wydarzenia. Bo nie da się ukryć, że koncert, w którym wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, a wykonanie nie wzbudza żadnych zastrzeżeń, stanowi dla krytyka muzycznego sytuację szczególnie trudną. Jednak było w tym wszystkim coś paradoksalnego, właściwego dla koncertów oznaczonych mianem „pierwszego wykonania”, lecz odległego od jazzu – brak swobody. Orkiestra bezwzględnie przyporządkowana dyrygentowi Patrykowi Piłasiewiczowi spisała się znakomicie (brawa dla doskonale zgranej sekcji trąbek, a także fletów i waltorni!), niestety nie zdołała dostatecznie pokazać, gdzie zaczyna się jazz, a gdzie kończy „jarzmo batuty”. Podobny zarzut można skierować do głównego solisty – Macieja Fortuny. Fenomen jego gry bez wątpienia polega na wzorowej technice, co sprawia, że wykonywana przez niego muzyka to jedynie piękne dźwięki pozbawione emocji. Ilekroć mam okazję słuchać nagrań Fortuny, zawsze nachodzi mnie refleksja, że opanował swój instrument już do perfekcji, jednak nadal nie osiągnął swobody wypowiedzi muzycznej. Wczorajszy koncert tylko potwierdził moje przeczucia, dlatego odwołując się do samego Milesa Davisa, który przykuwał dużą uwagę do indywidualnego stylu, mam wielką i szczerą nadzieję, że Fortuna zacznie wreszcie poszukiwać własnego języka artystycznego, dzięki czemu stanie się naprawdę wybitnym muzykiem.
Na koniec pragnę dodać, że ogromną przyjemnością było uczestniczenie w wydarzeniu, które zostało przemyślane i opracowane w każdym szczególe – począwszy od komentarza wygłoszonego przez Patryka Piłasiewicza, po wejście orkiestry na estradę, czy choćby zadbanie o tak trywialną kwestię, jak zapewnienie wody dla wszystkich muzyków. Niezmiernie cieszy fakt, że w Poznaniu zdarzają się koncerty na tak wysokim poziomie zarówno wykonawczym, jak i organizacyjnym. „I like it”!
Dobrochna Zalas
Miles lives! – koncert z okazji 90. rocznicy urodzin Milesa Davisa, odbył się 13 marca w Auli Nova przy Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu.
„Nie można skopiować Milesa Davisa, bo brzmienie jest jak odciski palców. Tego się nie da podrobić. Chciałbym oddać ten charakter, ale jednocześnie przekazać coś więcej…”, powiedział Maciej Fortuna w „Trójce”. Z recenzji wynika, że nie do końca udało się spełnić zamierzenie młodego trębacza. Największym atutem pana Macieja jest to, ze w tak młodym wieku osiągnął mistrzostwo w technice gry. To „coś więcej” przyjdzie później, taki trębacz jak Fortuna będzie dojrzewał jak dobre wino! Cieszę się, że polska trąbka będzie się kojarzyć, od dziś , nie tylko z Tomaszem Stańko (jakby nie było z Małopolski) ale i z Maciejem Fortuną (skąd? oczywiście z Wielkopolski)! Pozdrawiam wspaniały zespół Podsłuchaj.