W moim prywatnym plebiscycie na najbardziej stresujących lekarzy wygrali ginekolog i stomatolog. Czy lekarze zastanawiają się w jaki sposób uspokoić pacjenta, sprawić by przestał odczuwać strach i wstyd? Czy muzyka może zmienić nasze nastawienie, przyczynić się do tego, że poczujemy się choć trochę lepiej?
Nie znam kobiety, która z radością idzie na wizytę do ginekologa. Poczucie wstydu przed obnażeniem swojej nagości i niekomfortowa pozycja badania niejednej spędzają sen z powiek. Rak szyjki macicy, opryszczka, stan zapalny. Cytologia, USG piersi, posiew pochwy. Okropne, przykre i… chcę się wrócić do czasów wizyt u pediatry.
Dźwięki: przytłumiony głos ginekologa, który słychać w poczekalni: „proszę położyć nogi wysoko, pupa niżej. Oooo, mała nadżerka. Wymrozimy ją!”
Ze stomatologią trochę lepiej, bo większość osób ma z nią styczność od dzieciństwa. Jednakże większe doświadczenie nie eliminuje bólu, a wizyty u tego specjalisty często łączą się właśnie z nim. Próchnica, ropień, zapalenie miazgi. Borowanie, leczenie kanałowe, wyrywanie. Ból i nostalgiczna myśl o tym, że czas niemowlęcy był wyjątkowo udany. Nadzieja, że sztuczna szczęka będzie wybawieniem.
Dźwięki: wiercenie dochodzący zza drzwi sprawia, że przeciętny człowiek dostaje mdłości. Głos stomatologa dochodzący zza drzwi: „jeszcze chwilka, proszę wytrzymać, jeszcze chwilka. Słabo panu?”
Przeprowadzki z małej wioski do Gdańska, a później do Poznania wymusiły na mnie wielokrotne zmiany lekarzy. Mam ogromne szczęście, ponieważ historie opisane powyżej znam z opowieści znajomych. Lekarze, do których chodzę potrafią sprawić, że wizyty u nich, może nie będą radosne, ale przynajmniej znośne. Poczekalnia u mojego ginekologa ma ciepły kolor ścian, stoją w niej miski z cukierkami, wiszą obrazki uśmiechniętych dzieci. Ale przede wszystkim słychać muzykę. Pan doktor doskonale wie jak zrelaksować pacjentki oraz ich partnerów. Spokojny chill out uspokaja skołatane serca, wolne tempo odpręża, melodyjne piosenki sprawiają, że przestaję myśleć o nadchodzącej wizycie. Po prostu nucę sobie w głowie. W trakcie wizyty za szczelnymi drzwiami lekarz rozmawia ze mną. O czym? Oczywiście o muzyce. Kolejny raz odpowiadam mu na czym gram, jakiej muzyki lubię słuchać. Pyta się mnie czy w jego wieku może się nauczyć grać na jakimś instrumencie oraz… robi mi wszystkie standardowe badania ginekologicznie. Doskonale wiem, że te pytania padają automatycznie z jego ust, ponieważ jego umysł zajęty jest tylko moim zdrowiem. Jednak taka rozmowa uspokaja. Kolejny raz czas w gabinecie minął tak prędko jak ulubiona piosenka.

Pod względem muzycznym mój poprzedni ginekolog nie odstawał od tego. W jednym z gabinetów pan doktor preferował… muzykę barokową, a szczególnie utwory w wolnym tempie. Odtąd La follia Arcangelo Corellego kojarzy mi się z cytologią. Może nie jest to zbyt pozytywne dla muzyki baroku, jednak badanie ginekologiczne na tym zdecydowanie zyskało. Ciekawe czy lekarz celowo wybierał muzykę o wolnym pulsie, której działanie wpływało na pacjentki relaksująco. Mam nadzieję, że taka świadomość stanie się niedługo powszechna w służbie zdrowia.
Panicznie boję się dentysty. Pewnie jestem nieliczną z kobiet, która mogłaby codziennie chodzić do ginekologa w zamian za wywinięcie się od wizyty u stomatologa. Cóż, niestety trzeba czasem pójść do obu specjalistów. Grzebanie przy moich zębach to dla mnie najgorsza kara. Po prostu uwielbiam moje zęby i wara od nich! Jak już wspomniałam, niestety czasem trzeba do nich zajrzeć. Ostatnio odkryłam w końcu dentystę mojego życia. Przy wizycie jak zwykle poprosiłam, by ten naszprycował mnie znieczuleniem. Po rytualnym zasłabnięciu, łzach w oczach i drżeniu nóg, kiedy do mojego ciała zaczęło docierać błogie uczucie zdrętwienia połowy twarzy panika zaczęła mijać, a ja zaczęłam słyszeć coś więcej niż wiercenie nad moim uchem. Muzyka! Ewa Demarczyk, Kalina Jędrusik, piosenki Agnieszki Osieckiej w wykonaniu Magdy Umer i do tego jeszcze Grzegorz Turnau! Poczułam się jak w domu, mimo tego że tam nikt nie wierci mi w zębach. Jeszcze tylko zaczęłam pracować z moją wyobraźnią, zamknęłam oczy i widziałam jak leżę właśnie przy moim chłopaku czytając książkę i słuchając właśnie tej muzyki. Wizyta minęła. Tylko potem cały dzień nuciłam Stacyjkę Zdrój. Na marginesie napiszę, że mój poprzedni stomatolog uwielbiał podczas wizyty puszczać i śpiewać mocną, rockową muzykę. To nie dawało mu zbyt dobrego PR’u.
Co wynika z tego felietonu? Pewnie to, że obrzydliwe tytuły przyciągają czytelników. A odpowiednia muzyka, która towarzyszy niezbyt przyjemnym sytuacjom sprawia, że czujemy się lepiej. Tylko tyle i aż tyle.
Aleksandra Bliźniuk
Zawsze z moim dentystą prowadzę dyskusje na temat muzyki, które stają się szczególnie emocjonalne, kiedy zapycha mi usta narzędziami stomatologicznymi. Nie wspominając już o nieśmiertelnej audycji dla dzieci w radiowej Jedynce o godzinie dziewiętnastej…
Ja też miałam pogaduszki z ortodontą. Ze strony lekarza wypływały ogromne potoki słów, które ja komentowałam, z otwartymi szeroko ustami, krótkim „aaaahaaa”.
Muszę to wysłać mojemu ortodoncie. On tylko pyta: Co u Ciebie słychać?
A mój dentysta opowiada mi o wyjątkowym kształcie moich zębów i o tym, jak rzadkie są takie koronki. U gina leci polsat. Też zagłusza ;)
No patrzcie Państwo, przeglądam dalej tego fajnego bloga i co widzę tekst o eskulapach. Dołączam się więc do grupy stomatologiczno-ginekologicznej z kardiologami!
Zapraszamy wszystkie grupy zawodowe do czytania!