Niby wszyscy wiemy, że z edukacją muzyczną w Polsce jest źle. Przeciętny Polak wie kim był Chopin i Moniuszko, natomiast nie jest już pewne czy odróżni muzykę jednego kompozytora od drugiego. Misja edukacji, popularyzacji muzyki, doinformowywania przeciętnego zjadacza chleba wypisana jest na wizytówkach niejednego muzyka, nauczyciela czy muzykologa. Edukacja, doskonalenie umiejętności i rozwijanie zainteresowań to hasła, które ładnie wyglądają w programach festiwali, planach pracy nauczyciela i sylabusach, jednak zmierzenie się z rzeczywistością bywa brutalne.
Kilka dni temu zorganizowałam „Wieczór muzyki filmowej” w jednym z domów kultury niedaleko Poznania. Grałam na fortepianie soundtracki z najsłynniejszych filmów polskich i światowych. Był Ojciec chrzestny, Król Lew, Żądło czy Polskie drogi... Moim celem było, aby poprzez muzykę filmową, a więc powszechną i łatwą w odbiorze, osłuchać publikę z brzmieniem fortepianu oraz sprawdzić ich umiejętność rozpoznawania utworów, które przecież są głęboko zakorzenione w popkulturze. Przyznam się, że nie sprawiłam dobrego, pierwszego wrażenia. Prócz zdziwienia obecnością pianistki w domu kultury, wyczułam spory dystans wobec mnie u moich słuchaczy. W trakcie kolejnych utworów było jeszcze gorzej, zaś czarę goryczy dopełnił Nokturn cis-moll Fryderyka Chopina, który nieszczęśliwym trafem znalazł się w moim repertuarze. Niestety moja nadzieja była płonne – nikt zgadł, że utwór został wykorzystany w filmie Pianista, natomiast późniejszy brak pomysłu słuchaczy na to, KTO skomponował ten utwór, wzbudził mój głęboki niepokój. Jednak dopiero pytanie, które ostatecznie padło z widowni, osłabiło mnie na resztę wieczoru. „Skąd miałam wiedzieć, że Chopin pisał muzykę do filmów?”
Niby wszyscy wiemy, że z edukacją muzyczną w Polsce jest źle. Przeciętny Polak wie kim był Chopin i Moniuszko, natomiast nie jest już pewne czy odróżni muzykę jednego kompozytora od drugiego. Niby każdy wie, a lista naszych celów w dalszym ciągu jest długa i właściwie pisze się sama. Zmierzenie się z rzeczywistością przyniosło zwątpienie, nadwyrężyło zasadność tej misji oraz moją wizję edukacji. Nie tak dawno plany i kolejne pomysły rodziły w mojej głowie ogromną nadzieję. Miałam mnóstwo projektów, jak zapoznać Pana Kowalskiego z muzyką klasyczną, jak dotrzeć do najmniejszych wiosek w Polsce z muzyką XX wieku, jak wytłumaczyć przeciętnemu mieszkańcowi Poznania co to jest sonata. Byłam przygotowana na trudne pytania, na godziny tłumaczeń i na ciekawe spojrzenia, jednak w moich skrupulatnych domysłach nie przewidziałam tego jednego pytania: „skąd miałam wiedzieć, że Chopin pisał muzykę do filmów”. I chociaż przebyłam wiele udanych prób edukowania innych osób, to jednak dopiero ten wieczór przyniósł zwątpienie oraz pytania: co ja tu robię? Czy nie lepiej uciec stąd do Skandynawii, czy choćby do Niemiec, gdzie ludzie odróżnią waltornię od sedesu – byle dalej, byle nie oglądać się za siebie?
Drodzy mesjasze muzyki i wyzwoliciele z okowów niewiedzy – kto z Was nie pomyślał choć raz o tym samym – niech pierwszy rzuci kamieniem.
Aleksandra Bliźniuk
Jeden komentarz na temat “Kto z Was jest bez grzechu… O muzycznych mesjaszach”