Po udanym koncercie (Wieczór hitów: od Carmen po kubański deszcz. Recenzja koncertu Erlendis Quartet) złapaliśmy zabieganych członków zespołu podczas próby i zajęliśmy ich rozmową. O pracy w zespole kameralnym, o konkursach gitarowych, o obrazie gitary w Polsce, o repertuarze gitarowym… Rozmowa z Erlendis Quartet!
Paweł Kujawiak: Jakie były początki Erlendis? Wiemy, że zespół powstał z inspiracji słynnego pedagoga i gitarzysty Łukasza Kuropaczewskiego. Opowiecie nam coś o tym więcej?
Karol Mruk: Łukasz [Kuropaczewski – przyp. red.] kiedyś już proponował kilka razy taki skład różnym studentom. Ja miałem przyjemność próbować w dwóch składach, ale nic z tego nie wyszło, bo po paru miesiącach czy nawet tygodniach wszystko się rozsypało. Teraz stworzyliśmy zespół, w którym muzycy chcą grać profesjonalnie.
Wojciech Jurkiewicz: Jak zaczynaliśmy to nikt nie spodziewał się jak będzie dalej. Zakładaliśmy zespół uczelniany, który miał być dobrym zespołem, bo chcieliśmy grać na takim właśnie poziomie. Nie mieliśmy założenia: to teraz zaczynamy grać koncerty. Najpierw zrobiliśmy jeden utwór, zrobiliśmy Leo Brouwera [Kubański krajobraz w deszczu – przyp. red.], później zrobiliśmy Carmen…
Anna Chorążyczewska: Na początek to dosyć trudny utwór, żeby w ogóle zgrać swoje partie.
Adrian Furmakiewicz: Uczyliśmy się dopiero grać ze sobą, kto ma jakie mocne strony, jak podzielić partie między sobą. Kto może lepiej zagrać partię akompaniamentu, a kto lepiej czuje się w graniu melodii.
Anna: To jest właśnie problem z którym teraz się zmagamy, czyli jak wykształcić dobry balans między nami. Jest to niezwykle trudne.
Adrian: Wracając do pytania – studiowaliśmy u Łukasza [Kuropaczewskiego – przyp. red.] razem, znaliśmy się dobrze i wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrymi instrumentalistami. Powstał pomysł, żebyśmy spróbowali jako kwartet. Mogliśmy zrobić dwa duety, ale są one bardzo popularne.
Karol: Mało jest natomiast dobrze grających kwartetów gitarowych, więc postanowiliśmy coś z tym zrobić. (śmiech). Dlatego korzystamy również z kwartetów smyczkowych. Uczymy się teraz od wiolonczelisty Karola Marianowskiego z Meccore String Quartet.
Adrian: On ma inne spojrzenie na nasze granie. Myśli na sposób smyczkowy i stara się nam przekazać pewne uwagi, tak jak by sam to zagrał w kwartecie. Czasami te rzeczy są dla nas niewykonalne i z dlatego bardzo się tym denerwujemy…
Aleksandra Bliźniuk: Chciałam się zapytać o wasze gusta muzyczne. Czy są podobne czy zupełnie różne i ścieracie się ze sobą?
Wojciech: Nienawidzimy się. (śmiech)
Karol: Najczęściej ja z Wojtkiem kłócimy się na próbach.
Aleksandra: Czego słuchacie, co lubicie grać?
Karol: Jeśli chodzi o muzykę klasyczną, no to ja lepiej odnajduję się w muzyce współczesnej.
Wojciech: Ja jestem beznadziejnym romantykiem.
Paweł: Czy Wasza czwórka spędza ze sobą czas tylko w warunkach związanych z Waszą pracą zawodową, czy prywatnie również się spotykacie?
Karol: Ja z Wojtkiem mieszkam. Znamy się już od dawna, od dziecka właściwie, bo spotykaliśmy się na różnych konkursach.
Adrian: Jak spotkaliśmy się w akademii tu w Poznaniu, to już wszyscy się znali. Każdy z nas przyjechał tu z jakimś bagażem doświadczeń, z jakimiś osiągnięciami solowymi. A teraz wpadliśmy na pomysł żeby działać jako zespół i jako zespół bardziej się rozwijać.
Paweł: Do jakiej grupy odbiorców chcecie dotrzeć. W swoim repertuarze macie kompozycje mniej znane i „hity” muzyki klasycznej, które zna przeciętny Polak – takie jak Carmen. Na jakich odbiorcach zależy Wam bardziej?
Karol: Zdajemy sobie sprawę, że nie można prezentować jednego repertuaru dla wszystkich. Nie zagramy Carmen na jakimś ważnym koncercie, dla ludzi z wyczulonym uchem. To się wszystko miesza i jeszcze do końca nie wiemy, ale próbujemy z różnym repertuarem
Adrian: Nie zawsze utwory, o których myślimy, że warto je robić, bo są dobre i ambitne, sprawdzają się na koncertach.
Aleksandra: W waszym repertuarze macie dużo transkrypcji. Czy trudno jest wykonywać muzykę w kwartecie gitarowym, która przeznaczona jest na inne instrumenty?
Karol: Mozart [transkrypcja pierwszej części Kwartetu fletowego D-dur KV 285 – przyp. red.] jest bardzo trudny, bo wiodącą partię w oryginale gra flet. Adrian gra partię fletu i nie może grać zbyt mocno żeby nie zaburzyć tę lekkości i elegancji mozartowskiej, a z drugiej strony nie może grać delikatnie, bo zostanie zagłuszony przez trzy gitary. Dlatego my ledwo dotykamy strun, a i tak powstaje masa brzmienia.
Wojciech: Repertuar mamy mocno rozstrzelony. Próbujemy teraz koncert na gitary i orkiestrę i jest to utwór stworzony pod ten instrument. Jedziemy z nim do filharmonii do Lwowa w przyszłym tygodniu. Mamy też przestranskrybowane cztery koncerty Vivaldiego i są to chyba trudniejsze utwory.
Aleksandra: Sami robicie transkrypcje?
Anna: Do Vivaldiego nie, ale bywa że robimy.
Wojciech: Jeśli chodzi o dobór tego repertuaru… My wywodzimy się ze świata gitarowego, który jest bardzo hermetyczny. Na przykład tak jest z Brouwerem, który pisze utwory przeznaczone na gitarę. Jest świetnym kompozytorem, ale dla mnie jest już męczący. To jest ciekawe, gdziekolwiek nie jedziemy, to Brouwer spotyka się zawsze z dobrym odbiorem zarówno u laików, jak i u wykształconych muzyków. Dużo bardziej jednak rozwijamy się grając inne utwory, np. Mozarta.
Adrian: Taki był zamysł, żebyśmy grali coś czego nie grają inni. Żeby nie być kolejnym kwartetem grającym to samo.
Wojciech: Ktoś zagra 99% dźwięków, ktoś 98% i później się wychodzi z koncertu i ocenia, że ktoś zagrał 99% , a ktoś 98%. Ten zagrał dwie kreski szybciej a ten dwie kreski wolniej…
Adrian: Wystarczy wziąć programy konkursów gitarowych ostatnich pięciu lat i zobaczysz tam te same utwory!
Paweł: Jedziecie niedługo na koncert do Lwowa. Jak wygląda organizacja takich koncertów? Robicie to sami, czy macie od tego jakiegoś menadżera?
Karol: Jak na razie mamy tutaj menadżera Wojtka. (śmiech) Ale koncert we Lwowie jest zorganizowany przez Fundację Cultura Animi z Warszawy, której dyrektorem jest Piotr Paprocki. Organizuje on także organizuje kursy muzyki kameralnej, na których byliśmy i tam się poznaliśmy.
Wojciech: Te kursy to był kamień milowy w naszej działalności.
Karol: Uczyliśmy się tam nie od gitarzystów, ale na przykład od skrzypków: Kuby Jakowicza, Marka Mosia, Krzysztofa Polonka, czy u wiolonczelisty Karola Marianowskiego.
Aleksandra: Jak pracujecie nad utworami? Od razu czytacie nuty czy najpierw poznajecie cały kontekst utworu?
Adrian: Nie jest tak, że spotykamy się i gramy utwór. Każdy najpierw pracuje nad nim indywidualnie, tak żeby przygotować swoją partię.
Karol: To jest właśnie trudne, żeby przygotować opalcowanie i frazy. Ustalamy czy będziemy grać pomiędzy strunami czy na jednej strunie… To też się wiąże z barwą, która pasuje, a która nie. Rozmawiamy o takich rzeczach zanim zaczniemy grać utwór.
Anna: Najpierw ustalamy zasady, którymi będziemy się kierować.
Adrian: Kwestia artykulacji na przykład. Wszystko powinno być ściśle określone, żeby nie zdarzała się niekonsekwencja w brzmieniu i w tym co robimy, na przykład ktoś gra długą artykulacją, a ktoś nie. W kwartecie te rzeczy czasem się gubią i ciężko jest na próbach zapanować nad wszystkim i dlatego to wymaga dużo własnej pracy. Często jak wracam do domu po próbie to analizuję co się na niej działo. Wtedy czasem wpadam na jakiś pomysł, jak można byłoby to inaczej zagrać. Daję znać na Facebooku reszcie zespołu, że może coś należy zrobić inaczej, żeby dany utwór lepiej brzmiał.
Wojciech: Jak robiliśmy Ständchen [transkrypcja pieśni Franza Schuberta – przyp. red.] to czytaliśmy tekst pieśni, bo trzeba było wiedzieć w jakim kontekście jesteśmy. Jak próbowaliśmy Carmen to też mieliśmy lekcję z dyrygentami, którzy tłumaczyli nam kontekst poszczególnych aktów.
Adrian: Zwrócono nam ostatnio uwagę na to, żebyśmy nie tylko grali forte, piano, czy inne rzeczy, które mamy zapisane w nutach, ale żeby też myśleć, że w danym fragmencie utworu jest na przykład rozpacz. Żeby poczuć to i wyrazić samym gestem czy ruchem ciała na scenie.
Anna: Zwracano nam też uwagę na mimikę i na ruch, żeby nasze emocje były widoczne. Gitara jest dość cichym instrumentem i taki gest może pomóc w ich odbiorze.
Adrian: Pozycja z gitarą nie jest wygodna, czasem wręcz nienaturalna, więc jak my chcemy przekazać jakieś emocje, to nie jest to tak łatwe jak na fortepianie czy na skrzypcach. Gitarzysta jest mało ruchliwy, bo pozycja to wymusza. Karol Marianowski mówił, że mam grać jakiś dźwięk forte. Gram jeszcze raz i jeszcze, ale ciągle było według niego źle, bo po mnie nie było widać że gram przekonywająco. Czasem trzeba coś przesadnie robić na próbach, bo potem na koncercie przychodzi lekki stres i te emocje wychodzą dużo mniejsze.
Aleksandra: Gitara klasyczna dla przeciętnego Polaka kojarzy się z muzyką graną przy ognisku. Walczycie z tym stereotypem?
Karol: Staramy się.
Wojtek: Stąd też taki dobór repertuaru a nie inny.
Karol: Ja gdybym nie chciał obalać tego stereotypu, to bym w ogóle na gitarze nie grał. Nie bawiłbym się w coś co nie ma dalekich perspektyw.
Paweł: W swoich karierach solowych jeździliście po różnych krajach. Jak na tym tle oceniacie polskich gitarzystów?
Wojciech: Bardzo dobrze!
Karol: W Polsce jest bardzo wysoki poziom. Jeden z wyższych chyba. Jeszcze w krajach wschodnich: Serbia, Rumunia… i we Francji! To bardzo dobra szkoła.
Anna: Chyba nie jest tak, że jakiś kraj znacznie się wyróżnia. Właściwie chodzi o ośrodki, szkoły.
Karol: Jeździliśmy na konkursy zagraniczne i nigdy nie było tak, że byliśmy w szoku, że ktoś jakoś znacznie lepiej gra.
Adrian: Mamy w Polsce bardzo dobrych pedagogów. W moim roczniku ’92 było zawsze kilku takich gitarzystów, że na konkursach już tylko niuanse decydowały o tym kto wygrywał, a kto nie.
Aleksandra: Jaka atmosfera panuje wśród gitarzystów? Czy konkurencja jest zawzięta czy może jesteście wszyscy przyjaźnie do siebie nastawieni?
Karol: Oczywiście jest jakaś rywalizacja. Ale w porównaniu do konkursów pianistycznych czy skrzypcowych jest mniej napięcia.
Aleksandra: Czy w śród kompozytorów polskich jest jakiś, który preferuje w swojej twórczości gitarę?
Karol: Niedawno Krzysztof Penderecki napisał 3 utwory na gitarę. Czekamy na nie z niecierpliwością.
Adrian: Łukasz [Kuropaczewski – przyp. red.] gra teraz sporo takich utworów dedykowanych specjalnie jemu.
Wojciech: Grał koncert Krzysztofa Meyera dwa lata temu.
Adrian: Kuropaczewski ma cel poszerzania repertuaru gitarowego.
Wojciech: Wzorując się na nim, chcemy złożyć wniosek o stypendium na zamówienia kompozytorskie. Zapłacić ludziom i zobaczyć co z tego wyniknie. Trudno łazić po kompozytorach i prosić żeby pisali pro publico bono.
Karol: Ciekawy jestem tego, gdyby Mykietyn napisał coś na gitarę, to byłoby coś świetnego. Ale ciężko na pewno dotrzeć do niego.
Paweł: Jakie macie plany marzenia?
Wojciech: Wszystko się dynamicznie odbywa. Jak zaczynaliśmy rok temu to nikt nie myślał, że dojdziemy do miejsca w którym jesteśmy teraz. Tak samo nikt nie robi sobie nadziei, że za rok chcemy być tu i tu.
Anna: Trzeba uważnie obserwować co się dzieje i wykorzystywać możliwe okazje, które same przychodzą i żeby od siebie dać jak najwięcej pracy i zaangażowania, a reszta nie do końca od nas zależy.
Karol: Myślimy teraz o studiowaniu za granicą.
Aleksandra: Gdzie?
Karol: W Kopenhadze w Danii. Jesteśmy na etapie wymieniania z dziekanatem maili. I czekamy na wiadomość, bo jest taka możliwość, żeby studiować pod okiem profesorów, którzy grają na instrumentach smyczkowych, bo to nas interesuje najbardziej. Przede wszystkim uczą tam dwaj członkowie The Danish String Quartet. W tym momencie jest to jeden z czołowych kwartetów smyczkowych na świecie. To jest marzenie, przynajmniej dla mnie.
Paweł: W takim razie życzymy Wam powodzenia! Dziękujemy za rozmowę!
Wywiad przeprowadzono 17 października 2014 roku
Zawartość drugiego numeru: https://podsluchaj.wordpress.com/2014/10/27/podsluchaj-nr-2-wywiad-z-erlendis-quartet/
2 myśli na temat “Cztery gitary i my – rozmowa z Erlendis Quartet”