Wieczór hitów: od Carmen po kubański deszcz. Recenzja koncertu Erlendis Quartet

12 października b.r. w klasztorze Ojców Dominikanów w Poznaniu odbył się koncert kwartetu gitarowego Erlendis Quartet. Zespół ten nie ma jeszcze długiej historii (powstał w 2013 roku), lecz doświadczenie i sukcesy członków kwartety (Anna Chorążyczewska, Adrian Furmankiewicz, Wojciech Jurkiewicz oraz Karol Mruk) są imponujące. Na koncercie było zimno, a trzaskające drzwi oraz próba chóru nie wpłynęły pozytywnie na odbiór koncertu. Czy Erlendis Quartet pokonał te niedogodności?

W repertuarze koncertu znalazły się głównie transkrypcje. Pierwszym utworem koncertu była Introdukcja i Fandango Luigiego Boccheriniego. Kompozycja włoskiego kompozytora była udanym początkiem wieczoru. Nic dziwnego – hiszpański taniec fandango pierwotnie wykonywany był właśnie z towarzyszeniem gitary. Erlendis Quartet wydobył z tego utworu to, co najważniejsze: żywiołowość, którą podkreślały imponujące umiejętności techniczne muzyków oraz emocje obecne w melodii utworu. Namiętność i gorączkowość kompozycji nie przysłoniła jednak równego, pełnego temperamentu pulsu. Pod względem wykonawczym zespół sprawdził się doskonale zarówno w delikatnych odcinkach utworu (wspaniałe piano!), jak i w tych energicznych, gdzie gwałtowne oraz głośne akordy gitarzyści grali z wielką muzykalnością, dzięki czemu udało się im utrzymać pełne, bogate brzmienie.

Kolejnym utworem była transkrypcja pierwszej części Kwartetu fletowego D-dur KV 285 Wolfganga Amadeusza Mozarta. Uważam, że tak radykalna zmiana zespołu wykonawczego nie przysłużyła się kwartetowi klasyka. Różnorodność brzmienia instrumentów wchodzących w pierwotny skład utworu (flet, skrzypce, altówka i wiolonczela) zupełnie zanikła w ujednoliconym brzmieniu czterech gitar. Mimo, że zespół grał bardzo poprawnie pod względem stylistyki, a ich zgranie oraz współpraca zachwycała, to jednak nie mogłam odeprzeć wrażenia, że taka transkrypcja wobec oryginału wypadła mdło. Mimo wszystko na dużą pochwałę zasługuje, moim zdaniem, doyć dobrze oddany nastrój muzyki dworskiej – wytwornej i wdzięcznej.

Trzecim utworem był Kubański krajobraz w deszczu Leo Brouwera napisany na kwartet gitarowy. Brouwer jest kubańskim gitarzystą i kompozytorem muzyki współczesnej. Jego utwór zaprezentowany na koncercie stanowił duży kontrast wobec Boccheriniego oraz Mozarta. Ten niezwykle ilustracyjny utwór pod palcami Erlendis Quartet stał się hitem tego wieczoru. Nie sposób było nie usłyszeć, że kompozycja wykorzystuje w pełni możliwości gitary: szeroką skalę, różnorodność artykulacji, dynamiki, a przede wszystkim – barwy. Wykonawcy w doskonały sposób oddali impresyjny charakter tej kompozycji – aż mieniło się od różnorodnych kolorów kubańskiego krajobrazu, natomiast deszcz, który tak wspaniale imitowali, jeszcze długo został w mojej pamięci. Niezwykle sugestywne i emocjonujące wykonanie!

Kiedy usłyszałam, że kolejnym utworem jest transkrypcja pieśni Franza Schuberta – Ständchen ze zbioru pieśni Łabędzi śpiew, przyznaję – nastawiłam się dość sceptycznie. Zespół jednak zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Brak głosu wokalnego nie przeszkodził wykonawcom w oddaniu nastroju tej pieśni. Muzycy grali z niezwykłą dbałością o piękną, kantylenową melodykę utworu, a ponadto zachowali idealną równowagę między nią a akompaniamentem, co świadczy o niezwykłej harmonii oraz współdziałaniu członków zespołu. Wcześniejsze trzy utwory zaprezentowane na koncercie wykazały w większym stopniu ich sprawność techniczną, natomiast w Ständchen mogliśmy się przekonać o ich muzykalności i wrażliwości. Słychać, że muzycy dobrze czują się w repertuarze romantycznym.

Ostatni utwór – Suita z opery Carmen Georga Bizeta, znany był chyba każdemu na sali, począwszy od małej dziewczynki, która na czas trwania utworu miała uśmiech na pół twarzy, wyraźnie chcąc tańczyć i klaskać. Lepszego zakończenia nie mogli zrobić na koncercie, który nie był przeznaczony dla jakiejś określonej, wyspecjalizowanej grupy odbiorców. Tym razem starałam się nie nastawiać się negatywnie, ale znów biję się w pierś – przemknęło mi przez myśl „błagam, tylko znowu nie Carmen„. I tak jak poprzednio – zespół mnie zaskoczył. Mimo, że wszyscy znamy ten utwór i słyszeliśmy go tysiące razy, to jednak tak profesjonalne wykonanie wciąż robi wrażenie. Zachwyciła mnie ich technika oraz muzykalność (znów to piano doskonałe!) Napisać o nich, że są profesjonalni to mało. Napiszę więc, że po koncercie oklaskom nie było końca.

Aleksandra Bliźniuk


Obraz w tle: Erlendis Quartet [źródło: http://www.erlendisquartet.com]

3 myśli na temat “Wieczór hitów: od Carmen po kubański deszcz. Recenzja koncertu Erlendis Quartet”

  1. tak żałuję, ze nie mogę ( ze względu na odległość i pracę ) słuchać Kwartetu z ” troszkę moim ” Karolem Mrukiem. Brawa biłabym najgłośniej. Dobrze by było gdyby Karol z Kwartetem zawitał kiedyś na oleśnickiej ziemi, może na koncercie czwartkowym na zamku ?
    Pełna dobrych myśli oczekuję i gratuluję i podziwiam.
    Kornelia Sulińska

Dodaj donos

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s