Wyobraź sobie, że jest upalny dzień. Zmęczony zbaczasz z ulicy pełnej ludzi i wchodzisz do najbliższej księgarni w nadziei, że włączona w środku klimatyzacja przez chwilę uchroni cię od dokuczliwego gorąca. Leniwie przechadzasz się po pomieszczeniu, łapiąc spojrzeniem zaledwie kilka, z setek wystawionych na półkach książek. Z działu NOWOŚCI spogląda na ciebie twarz starszego mężczyzny; jego ciemne, nadal pełne życia oczy, wraz z licznymi zmarszczkami, które są schedą po uśmiechu, rzucają tobie wyzwanie. Zdajesz sobie sprawę, że ten zapomniany człowiek tylko czeka, by opowiedzieć tobie swoją historię.
Kiedy po trzydziestu sześciu latach powrócił do Polski, zza bukietów róż ujrzał licznych przedstawicieli środowiska muzycznego, a także swój kraj, zupełnie inny niż ten, który zapamiętał, gdy opuszczał go na początku lat ’50 XX wieku. (O ucieczce kompozytora pisałam w ramach cyklu o PRLu – Uciec z kolejki.) Dziś wraca coraz częściej podczas koncertów, na nagraniach płytowych, w artykułach i publikacjach… A jednak każdy z tych powrotów wydaje się być faktem przeznaczonym tylko dla małej grupy ludzi, podobnie jak wtedy na lotnisku w 1990 roku, gdy przyszli niemal wyłącznie muzycy. Tymczasem wydawnictwo Marginesy pozwoliło powrócić Andrzejowi Panufnikowi nie w tworzonej przez niego muzyce, ale we własnym słowie. W obchodzoną tego roku 100 rocznicę urodzin, kompozytor pojawił się wśród ludzi ponownie jako człowiek, wraz ze swoją tożsamością, historią, refleksją oraz utraconym w Polsce wizerunkiem.
Andrzej Panufnik to postać niezwykle barwna, darzona szacunkiem nie tylko ze względu na swoją twórczość oraz talent dyrygencki, ale również wyjątkową osobowość. Historia kompozytora niespodziewanie splotła się z najważniejszymi przedstawicielami muzyki XX wieku, wśród których wymienić można Karola Szymanowskiego, Witolda Lutosławskiego, Dymitra Szostakowicza, Nadie Boulanger, Mścisława Rostropowicza czy Yehudi Menuhina. Co ciekawe, był również pierwszym polskim artystą, który otrzymał od Królowej Elżbiety II angielski tytuł honorowy. Były to laury przyznawane przez los w przeciągu życia, które niejednokrotnie miało bardzo burzliwy przebieg, zwłaszcza po wyemigrowaniu do Wielkiej Brytanii, gdzie nieznany nikomu kompozytor w wieku czterdziestu lat musiał na nowo budować swoją pozycję jako artysta. Z perspektywy czasu wydaje się, że to właśnie niezwykła siła charakteru stała się głównym czynnikiem sukcesu Andrzeja Panufnika, który podobnie jak Karol Szymanowski obdarzony wielką erudycją, przyciąga wyznawców oraz wielbicieli, zarówno nieprzeniknioną szczerością, jak również ciekawą refleksją estetyczną na temat muzyki.
Panufnik. Autobiografia (Wydawnictwo Marginesy, 2014) jest najnowszym wydaniem książki napisanej przez kompozytora w 1987 roku pod tytułem Composing myself i przełożonej na język polski, a także opublikowanej trzy lata później przez Niezależną Oficynę Wydawniczą pod nazwą Panufnik o sobie. Ponowne ukazanie się autobiografii Andrzeja Panufnika nie jest – jak zwykliśmy uważać – wyłącznie inną okładką, wielkością czcionki czy rodzajem papieru, ale zupełnie nową opowieścią o „przemilczanym w Kraju”, lecz „cenionym na Zachodzie” polskim kompozytorze i dyrygencie. Dzięki współpracy wydawnictwa Marginesy z żoną artysty – Lady Camillą Jessel Panufnik oraz muzykologiem Beatą Bolesławską-Lewandowską, książka została uzupełniona bogatym zbiorem dotąd nieznanych fotografii, kopiami dokumentów, rękopisów, artykułów prasowych, pełnym spisem utworów, a także wyczerpującym posłowiem żony na temat ostatnich lat życia Andrzeja Panufnika. Kompozytora, który był kimś więcej niż tylko muzykiem.
Dobrochna Zalas
2 myśli na temat “Panufnik 2.0.”