Gdy wszystkie możliwe media atakują nas reklamami typu „kup to a tamto dla tego i tego”, załoga Aparatu Podsłuchowego musiała wszcząć ogólnoświatową akcję śledczą o kryptonimie „Nie wciskamy kitu”. Każdy z nas wyszukał dla was unikalny prezent jakim możecie obdarować Waszych bliskich. Będzie książka, będzie muzyka, będą słuchawki i nieśmiertelne skarpety! A jakie Wy macie pomysły? Dajcie znać w komentarzach.
Adrian.
Gdy barszcz za słony, siano już nie tylko w/na głowie a karp znudzony nadal pływa w wannie to zapowiedź tego, że kolacja wigilijna się nie uda. Cała nadzieja na uratowanie świątecznego nastroju w upragnionych prezentach, więc warto się postarać by były one równie błyszczące co symboliczna pierwsza gwiazda na niebie.
„Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz – dostaniesz”, bo podobno święta to czas ofiarowania bliskim rzeczy bezcennych. Stąd moją propozycją prezentu jest biografia najjaśniejszej francuskiej „gwiazdy” muzycznej i nie tylko XX wieku – Serge’a Gainsbourga, zatytułowana po prostu Serge Gainsbourg. Książka autorstwa muzycznej dziennikarki Simmons Sylvie, jest pozycją obowiązkową dla fanów francuskiej muzyki popularnej, gdyż w tym przypadku nazwisko Gainsbourga jest tego synonimem. Prócz różnych szczegółów dotyczących życia prywatnego artysty, jak na przykład roztrzaskanie obrazu na głowie swojej żony (podobno bez większych szkód) czy krótka historia o próbie utracenia dziewictwa przez Olgę Tołstoj, córkę Lwa, czytelnik może dowiedzieć się wiele o procesie tworzenia piosenek, a także o funkcjonowaniu piosenki na polu, które dziś nazywamy wzniośle „przemysłem muzycznym”. Przede wszystkim biografia ukazuje Gainsbourga jako „człowieka orkiestrę”, parającego się pisaniem tekstów, reżyserowaniem (nawet reklamy proszku do prania) czy malowaniem. Jego natura rozpustnika to może właśnie do dziś nienazwane wolność i bycie sobą? Całość prosto, szczerze, czasem ironicznie, lecz z poczuciem humoru napisana podkreśla wyjątkową osobowość Serga wyprzedzającego zawsze o krok swoje czasy. Dla tych, którym czytanie ością w gardle staje pozostają liczne czarno-białe fotografie adekwatne do treści poszczególnych rozdziałów.
Stanowczo nie polecam, tylko zachęcam dobrze bo lepiej znaleźć pod choinką coś co nie wygląda jak czekoladki czy mandarynki. Zwłaszcza w święta, gdzie każdy kilogram na wagę książki.
Melonikow.
Spoglądając z ciepłego pokoju na prószący śnieg, wydaje się nam łagodny i przyjemny, podczas gdy okryty białą, migotliwą kurtyną świat, staje się cichy oraz magiczny. I jakże chciałoby się wtedy czytać baśnie, albo wyznania kogoś osnutego tajemnicą, żyjącego w niezwykle ciekawych czasach. Doświadczyć czegoś niesamowitego, sięgnąć do korzeni. Wtedy wychodzi faun schowany w starej szafie lub pojawia się w majakach światła wróżka, by objawić istnienie książki o barwnej, zachwycającej narracji, gdzie wielość różnorodnych i zakomponowanych w jedną całość historii sprawia, że czytelnik nigdy nie odczuwa znużenia. Ta opowieść przypomina w sobie coś z filmów Bergmana, dziwnie piękny i wzruszający obraz Fanny och Alexander, ale pozbawiony okrucieństwa, dosłownego zła, jak gdyby pisarz sam dziwił się sobie, dziwił się temu, co pragnie wyznać. Piszę o tej książce, ponieważ jest w niej również wiele muzyki, osobliwych zakamarków, które odkrywają przed czytelnikiem historię instrumentów, wspaniałych wirtuozów, a także znakomitych rzemieślników, bez których nigdy nie usłyszelibyśmy tylu niezwykłych dźwięków. Ta powieść, to prezent dla każdego. Ta powieść, to „jedyny taki przedmiot na świecie”.
„Ojciec kiedyś mi to wyjaśnił, trzymając w rękach storioniego. Pokazał mi go niechętnie i powiedział, nie zdając sobie sprawy z wagi swoich słów, uważaj, to jedyny taki przedmiot na świecie. Storioni pod moim dotykiem ożył. Wydawało mi się, że czuję przeznaczone dla mnie delikatne bicie serca. Tymczasem ojciec z błyskiem w oku mówił wyobraź sobie, że te skrzypce przeżyły przygody, których nigdy nie poznamy, grały w salach koncertowych i domach, do których nie trafimy, i dzieliły wszystkie radości i smutki muzyków, którzy się nimi posługiwali. Ile wysłuchały rozmów, ile doświadczyły muzyki… Jestem pewien, że mogłyby nam opowiedzieć mnóstwo wzruszających historii, stwierdził z dozą niezwykłego cynizmu, którego wtedy nie wyczułem.”
Tytuł książki: Wyznaję
Autor: Jaume Cabré
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 769
Cena: 49,90 zł w twardej oprawie. Niektóre księgarnie oferują tańszy zakup (nawet od 33 zł!).
Anka.
Mikromusic, Piękny koniec, EMI Music Poland 2013
Piosenka Takiego chłopaka w krótkim czasie zawojowała serca internautów. A to chyba dlatego, że TAKIEJ PIOSENKI nikt dawno nie słyszał. Podobnie teledysk – to jeden z lepszych, jakie w ogóle ostatnio w Polsce wyprodukowano. To TAKI TELEDYSK, który przez osiem miesięcy istnienia w serwisie YouTube zebrał ponad 1 600 000 odsłon. I o którym trudno zapomnieć.
Grupa Mikromusic powstała w roku 2002, założona przez Natalię Grosiak i Dawida Korbaczyńskiego. Piękny koniec to już piąta płyta zespołu, a zarazem świetny pomysł na świąteczny upominek, nie dlatego bynajmniej, że zbliża się koniec roku. Choć z piosenkami Mikromusic to naprawdę może być piękny koniec roku. „Fantom miłości”, „niema umieralnia”, „martwe futro na telebimach” – tak o schyłkach śpiewa charyzmatyczna wokalistka z rzadko spotykanym dziś talentem do pisania tekstów. A jej głos płynie wcale nie słabo i wcale nie w eter. „W czasu nieskończoność” – i owszem.
Wartością dodaną albumu jest jego piękne wydanie – to w zasadzie książka z płytą. Ale nie dziwne, że TAKIE TEKSTY wymagają stosownej oprawy, że nawiązują do tradycji. Warto zanurzyć się w tę mikroprecyzję i maksimelancholię. Pożar, oczyszczający pożar w naszej muzyce. Taki nam na Święta, Panie Losie, daj.
http://www.youtube.com/watch?v=3bs6fAnxz20
PanPaweł.
Cóż może rajcować prawdziwego audiofila jak nie możliwość słuchania ulubionej muzyki? Na szczęście współczesna technologia pozwala nam nie rozstawać się z naszą muzyką ani na krok! Oto kilka całkiem subiektywnych propozycji sprzętu, dzięki któremu każdy fan muzyki będzie mógł zaspokoić swe muzyczne pragnienia o każdej porze dnia i nocy!
Panasonic RP-HS46E-W
Słuchawki nauszne firmy Panasonic są świetnym wyborem jeśli w naszym portfelu jest więcej paragonów niż banknotów. Można je dostać już za niecałe 40 złotych. W zamian za nasze ciężko zarobione złocisze dostajemy zgrabne słuchawki nauszne przypinane za uszami wydające z siebie przyzwoite brzmienie. Na plus przemawiają bardzo wygodne zaczepy (chociaż wygoda, przy takim typie słuchawek w głównej mierze zależy od budowy naszego ucha), które na pewno spodobają się aktywnym ruchowo audiofilom. Kolejny plus za wygląd, słuchawki są bardzo płaskie dzięki czemu nie mamy wrażenia odstających uszu a i w zimne dni możemy spokojnie założyć czapeczkę, coby nie wiało. Kabel to jedynie 110 centymetrów. Dość krótki ale przynajmniej nie plącze się za bardzo jeśli odtwarzacz mamy w kieszeni spodni lub w specjalnej kieszonce plecaka.
Philips SHS4700
Słuchawki z nieco wyższej półki cenowej bo kosztują ponad 70 zł to dobry wybór gdy złociszy troszkę więcej, a zależy nam na lepszej jakości dźwięku. Chociaż większe od słuchawek Panasonica to są bardzo lekkie i wygodne. W tym wypadku trudno mi mówić o wygodzie gdyż jedna słuchawka notorycznie mi spadała ale nikt kogo znam, kto je przymierzał, nie miał podobnego problemu (jak pisałem wcześniej jest to tylko kwestia budowy naszego ucha). Dla pięknisiowych audiofilów problemem może być wielkość słuchawek, gdyż po założeniu przeciętny człowiek wygląda jakby miał śrubę potwora Frankensteina na sobie. Ale nic to w porównaniu do świetnej jakości dźwięku podkreślanej także przez komentujących na ceneo. Dobra jakość dźwięku i przyjemne dla ucha poduszeczki zadowolą wygodnickich audiofilów.
Creative Labs Aurvana Live
Słuchawki nauszne od Creative są najlepszymi słuchawkami jakie do tej pory miałem w posiadaniu. Chociaż firma produkuje badziewne odtwarzacze, to te słuchawki wyszły im zacnie. Za około 180-190 złotych dostajemy stylowe, z bardzo przyjemną w dotyku poduszeczką i z solidnym pałąkiem słuchawki, które jakością brzmienia biją o kilka klas dwie wcześniejsze propozycje. Dźwięk jest czysty, świetnie wyważone są tony wysokie i niskie. Dają naszym obdarowanym audiofilom doskonałe brzmienie ich ulubionej muzyki. Stanowczo polecam wszystkim, którym nie straszno chodzić z wielkachnymi słuchawkami na głowie oraz tym, którzy chcą słuchać muzyki w najlepszej jakości.
Vasylus.
Nie da się ukryć – święta zbliżają się nieubłaganie. Lidle, Biedronki, Reale i inne Carrefoury namiętnie nas o tym informują już od okresu “post-zniczowego”. Jeżeli przejadły się wam – dosłownie i w przenośni – czekoladowe mikołaje, nie chcecie już słuchać “Last Christmas” (które jak się okazuję co roku, wcale ostatnimi nie są) lub macie dosyć Kevinów, proponuję małą odmianę – święta tematyczne, czyli muzyczne.
Jak mawiał pewien stary polski film “ile jest cukru w cukrze”, tak warto zastanowić się ile powinno być muzyki w muzycznym prezencie. Moim zdaniem – choćby i źdźbło. Ot, na przykład: popasterkowe spotkanie przy wódeczce marki “Wódeczka” rodzinnej elity złożonej z wujków Staszków i szwagrów Mirków, można zamienić na spotkanie przy… wódeczce “Chopin” – a nóż kogoś natchnie na dyskusję o wieszczu polskiej muzyki. Kuchenne zamieszanie wraz z ciocią Krysią i babcią Jadzią można lekko zabarwić sountrackiem ze szlagierami zespołu “Mazowsze” – koniecznie na kasecie i przez radiomagnetofon Grundig. Dla najmłodszych uczestników grudniowej imprezy – PREZENTY. Czemu by nie plastikowy ksylofon lub hałaśliwe przeszkadzajki?
Na sam koniec, cały ten folklorystyczny krajobraz doprawiłbym wspólnym śpiewaniem kolęd – ewentualnie przeplatanych ze świńskimi piosenkami z repertuaru wujka Stefana. Czy nie ma piękniejszego prezentu dla całej rodziny, niż tradycyjna wigilia?
Aleksandra.
Podobno w święta każdy jest dzieckiem. Podobno mężczyźni bawią się całe życie. Autorka tekstu nie ulega stereotypom, lecz pragnie jedynie sprawić, by mężczyźni choć raz – nie dostali skarpet pod choinkę.
Jeśli Twój mężczyzna jest w grupie wiekowej 0-60 i wciąż nie chce dorosnąć, a na myśl o poważnych i przydatnych prezentach dławi się ością z karpia, proponuję kupić mu Przybornik muzyka:
Jak czytamy z opisu zabawki, jest wielofunkcyjna, a w jej skład wchodzą: brelok, nożyk, otwieracz butelek oraz płaski śrubokręt. Pragnę zwrócić uwagę drogie Panie, iż kupując ten gadżet inwestujecie też w siebie. Chłopak otworzy Wam drzwi, potem piwo, następnie naprawi szafkę śrubokrętem, a kto wie – może wyrzeźbi nożykiem prezent dla Was, na następne święta? 25 złotych, a tyle radości!
Jeśli Twój mężczyzna jest typem eleganckiego domatora, prócz ciepłych bamboszków kup mu:
Klasa sama w sobie. Mimo, że wielki rok chopinowski minął, wciąż dobrze jest się pokazać na salonach z gadżetem z podobizną Chopina. Mimo że elegancki domator zna jedynie swój salon, a na kubku zamiast facjaty będą tylko bazgroły chopinowskie, to wciąż będzie modnie! Przy okazji podkreślisz liryzm i patriotyzm duszy Twojego mężczyzny.
Jeśli Twój mężczyzna jest elegancki i lubi wychodzić z domu to proponuję prezent godny prawdziwego muzyka:
Jak od wieków wiadomo: artysta musi się wyróżniać. Muzyczny wzór na krawacie aż woła: patrzcie jaki jestem oryginalny!
Drodzy chłopcy, mężczyźni, faceci! Życzę Wam samych doskonałych i muzycznych prezentów! :)
Drogie Panie! Jeśli już koniecznie skarpety – to tylko muzyczne!
Zagraj mi na krawacie, babe!